Nasze serca biją mocno, bo chcemy czuwać, by nie być jak śpiący Apostołowie. Pomóżmy tym, którzy jak Jezus w Ogrójcu, pozostają sam na sam z wielkim cierpieniem. To często głodne rodziny uchodźców, skłócone rodziny sąsiadów. Sposoby są znane: modlitwa, pociecha, wsparcie materialne, ukazanie nadziei. Trzeba tylko podjąć wysiłek.
Wystawił swoje ciało na mękę, mając świadomość, że tylko tak może odkupić człowieka. Czy jestem gotów odjąć sobie, by pomóc bliźniemu? Czy pomimo własnych trudności i skupienia się na własnych problemach potrafię zwrócić się w kierunku bliźniego, by dać mu nadzieję na lepsze jutro?
Ból fizyczny, zniewaga i kpina sprawiają, że przestajemy myśleć o tym, co duchowe i przez to tracimy nadzieję. Ten schemat powtarza się w życiu niemalże każdego człowieka na ziemi. Chrystus wiedział, jak ukierunkować cierpienie. Przypomina nam, że cierpienie może stać się zbawienne nie tylko dla nas, ale również dla tych, za których je ofiarujemy.
Niekończące się ucieczki z miejsca na miejsce setek tysięcy ludzi na kontynencie afrykańskim, ubodzy i głodni w Indiach, prześladowani w Chinach, uciskani za prawdę w Europie – to wielka współczesna droga krzyżowa samego Chrystusa, który cierpi w tych ludziach. Kim będę wobec Niego? Weroniką, Szymonem, płaczącą niewiastą, poganiającym żołnierzem czy obojętnym widzem?
Przyzwyczailiśmy się do obrazów znęcania się nad innym człowiekiem. Dużo tego pokazuje się w wiadomościach, filmach, realityshow… Powoli stajemy się obojętni, jak owi widzowie przy krzyżu. Oby słowa z „Apokalipsy” św. Jana przynagliły nas do czynienia dobra: „Obyś był zimny albo gorący!” (Ap 3, 15). Przecież przyświeca nam idea nieba dająca nadzieję, która może poruszyć nawet najbardziej znieczulonych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz